Zwykle to my odpowiadamy na Państwa pytania. Dzisiaj to my, postanowiłyśmy je zadać. Rozmawiałyśmy z Panią Agatą, która współpracuje z nami już ponad rok. Byłyśmy ciekawe jak zmieniło się jej życie po zrzuceniu zbędnych kilogramów. Pani Agata zechciała podzielić się z Państwem swoją historią i odpowiedziała na kilka pytań.
Co skłoniło Panią do zapisania się na wizytę do dietetyka? Proszę opowiedzieć swoją historię.
Do pójścia do dietetyka skłonił mnie przede wszystkim mój tryb życia, który (lekko mówiąc) nie wprawiał mnie w zadowolenie. Przez zmianę miasta, pracy i pandemię praktycznie przestałam wychodzić z mieszkania. Wcześniej było mi łatwiej zmobilizować się do spaceru na autobus, na spotkanie ze znajomymi, ale po przeprowadzce straciłam taką możliwość, głównie ze względu na odległość oraz tryb pracy zdalnej. Już na 4 i 5 roku studiów miałam problem z bilansowaniem posiłków i aktywnością. Brak czasu był spowodowany jednoczesną nauką i pracą. Zmiana trybu życia nie zmieniły niestety moich nawyków żywieniowych. Jako osoba, która nie przepada za gotowaniem i często będąc sama, zamawiałam jedzenie, jadłam na mieście. Ziemniaczki, żółty ser, pizza, cola zawsze i wszędzie. Nawet kiedy zmuszałam się do aktywności, nie widziałam kompletnie żadnych efektów. Teraz już wiem, że za sukces odpowiada w głównej mierze dieta. Ciągłe zmęczenie, złe samopoczucie, wygląd ciała, które przestało być takie jakbym chciała, skłoniły mnie do zmiany. Do zmiany, z którą wiem, że nie poradziłabym sobie sama.
Jakie miała Pani oczekiwania dotyczące współpracy? Jakie miała Pani odczucia po pierwszych wizytach? Czy coś Panią zaskoczyło?
Moim celem była przede wszystkim zmiana nawyków żywieniowych. Wiedziałam co robię źle, ale potrzebowałam wskazówek jak mam się za to zabrać. Dodatkowo, wiedziałam, że pod okiem specjalisty będę bardziej zmobilizowana i trudniej będzie mi odpuścić. Przed pierwszą wizytą nie miałam personalnych oczekiwań względem specjalisty, ale każda kolejna wizyta wzbudzała we mnie dużą ciekawość, jakie efekty przyniósł kolejny miesiąc. Dla mnie bardzo mobilizujące były pochwały i spadek liczbowy w trakcie analizy składu ciała.
Co zmieniło się w Pani życiu po utracie kilogramów?
Przede wszystkim o wiele łatwiej mi wykonywać ćwiczenia, zaczęłam biegać, czego w życiu bym się po sobie nie spodziewała. Często chodzę w góry. Przestały boleć mnie kolana w trakcie podskoków. Zniknęły moje problemy ze skórą, z którymi nie mogłam się uporać pod okiem dermatologa. Mam wrażenie, że szybciej rosną mi włosy. Śmieję się, że ze wystarczyło schudnąć i wszystkie moje problemy zdrowotne i dolegliwości nagle zniknęły.
Czy może Pani opowiedzieć o swoim procesie zmiany sposobu odżywiania?
2-3 tygodnie przed pierwszą wizytą u specjalisty zaczęłam zapisywać co, o której i w jakiej ilości jem. Starałam się liczyć kalorie. Na tym etapie zdarzało mi się zjeść coś niezdrowego, wypić piwo na mieście. Po pierwszej wizycie, kiedy zobaczyłam swoje wyniki, to było jak zderzenie ze ścianą. Wiedziałam, że jest źle, ale nie sądziłam, że jestem na granicy nadwagi i otyłości. Od tamtego momentu, sama zaczęłam przyrządzać posiłki, jeść mniejsze porcje, jeszcze uważniej czytać składy produktów, które kupuję i spożywam. Dodatkowo, starałam się więcej chodzić. Kupiłam smartwatcha, który pozwala mi monitorować aktywność w ciągu dnia. Ogólnie rzecz biorąc, przyszło mi to łatwiej niż sądziłam.
Czy stosowanie diety było dla Pani wyrzeczeniem? Często w powszechnej opinii krąży wiele mitów na temat odchudzania, stosowania diet.
Nie uważam, że było to wyrzeczenie. Żałuję, że dopiero rok temu się na to zdecydowałam. Nie uważam, że będąc na diecie jest się stale głodnym i nie da się zjeść czegoś naprawdę smacznego. Nie odmawiam sobie czegoś słodkiego, zjedzenia pizzy, burgera. Staram się nie objadać, bo wtedy również o wiele lepiej się czuję. Nie zapominam o aktywności fizycznej. Podchodzę do tego bardziej na luzie niż kiedyś. Mam momenty, że nie mam czasu ani na zrobienie czegoś zdrowego do jedzenia, ani na sport, ale wiem, że to jest chwilowe. Na pewno nie wrócę do tragedii żywieniowej jaką sobie fundowałam przez ostatnie lata i braku aktywności fizycznej, bo widzę efekty na wielu płaszczyznach.
Jak udało się Pani włączyć aktywność fizyczną do swojego życia? Czy była ona konieczna do osiągniecie takich efektów?
Aktywność fizyczną włączyłam dopiero po 3-4 miesiącach stosowania diety. Wcześniej chodziłam na spacery i jeździłam na wycieczki w góry. Góry na początku były dla mnie bardzo dużym wyzwaniem, ale kiedy już udało się wejść na szczyt czułam się naprawdę jak zdobywca. 😀 Bardzo polecam takie uczucie. W okresie jesienno-zimowym zaczęłam ćwiczyć kilka razy w tygodniu, na macie, głównie ćwiczenia interwałowe. W weekendy, które jestem w Rzeszowie chodzę z mężem na squasha. Przyszedł moment, że zaczęłam czuć, że mogłabym zrobić coś bardziej intensywnego, po czym naprawdę będę czuła, że wykonałam duży wysiłek i od 25 marca zaczęłam biegać. Oprócz spalania bardzo odpoczywa mi głowa i mogę posłuchać muzyki. Myślę, że aktywność fizyczna pozwala mi utrzymać efekty nawet z odstępstwami od diety. Np. nigdy wcześniej nie byłam taka zadowolona z wyglądu swoich nóg.
Współpracuje Pani z dietetykiem już rok. Z perspektywy czasu jak Pani sądzi, czy było warto? Wielu osobom wydaje się, że poradzą sobie sami jeśli mają „rozpiskę dietetyczna”, jaka jest Pani opinia?
Uważam, że bez współpracy nie odniosłabym takich efektów. To nie jest moja pierwsza próba odchudzania. Przeszłam dwie głodówki, uprawianie sportu bez trzymania diety i to nie działało. Czułam dużą frustrację i niechęć do sportu, bo nie widziałam jakichkolwiek efektów. Każdej bliskiej osobie, która się waha polecam konsultację ze specjalistą. Jeden znajomy korzysta i również widzi różnicę. Dla mnie ważne jest, że mogę porozmawiać o tym jak się czuję, o odstępstwach, o tym co mi smakuje, jaką mam relację z jedzeniem. Czuję dużą mobilizację i mam poczucie zaopiekowania przez drugą osobę i to jest chyba dla mnie najważniejsze. Robię to przede wszystkim, bo zależy mi na zdrowiu i dobrym samopoczuciu. I myślę, że dzięki tej współpracy jestem motywacją dla bliskich mi osób, którym brakuje mobilizacji do działania.